Ukryj/pokaż nagłówek
Dodaj nowy post
Ustawienia
Usługiwanie mi to Twój zasrany obowiązek
     Nie wiem, w którym momencie ludzie przestali się szanować. Kiedy miałam te 10-12 lat i chłopcy ganiali mnie z patykami, na których były pająki, nie czułam się nieszanowana. No bo co zrobić, chłopcy tak mają. Przez jakiś czas pocałowanie dziewczyny jest dla nich najobrzydliwszą rzeczą jaką są w stanie sobie wyobrazić! I chociaż te wspomnienia są niczym flashbacki z Wietnamu to jednak nie było w tym nic pogardliwego czy zawistnego. Trzymaliśmy się razem wiele wakacji! Więc cóż, brak szacunku musiał pojawić się trochę później.

     Wspominając gimnazjum czuję się jak dinozaur. Jak gimnazjaliści mogli tak szybko wyginąć? Kto to słyszał, 8 lat w podstawówce! Legendy o takich szkołach opowiadała mi mama, która kiedyś wydawała się być dinozaurem. A teraz proszę, Paulina gimnazjoraptor.
No ale, gimnazjum było dla mnie etapem próbowania wszystkiego. Czarnych ciuchów, dresów, jakichś hipisowskich chustek. I szczerze mówiąc wszyscy mieli to w głębokim poważaniu, nikt mi nigdy nie ubliżył z powodu mojego wyglądu. Nie pamiętam też żeby ktoś naprawdę mi dokuczał. Nie dlatego, że mam słabą pamięć lub taką traumę, że wypaczyłam wszystko ze swojego umysłu. Po prostu takich sytuacji na ogół nie było. Chłopcy dokuczali trochę sobie nawzajem, no ale ACH CI CHŁOPCY, taki ich urok. Nie sądzę jednak, żeby się nie szanowali. Bo zbijali piąteczki codziennie. Chociaż nie, to były żółwiki. Rany, jak tak sobie teraz pomyślę, to to strasznie urocze, że kiedy przychodziliśmy do szkoły, wszyscy sobie żółwikowaliśmy. 
W każdym razie, brak szacunku względem siebie nawzajem czy swojej pracy nie miał miejsca. No chyba, że weźmiemy pod uwagę przeszkadzanie na lekcji jako nieszanowanie pracy nauczyciela. To może trochę tak. Ale nie do końca o taki brak szacunku mi chodzi. O tym jednak zaraz.

     Myślę sobie teraz nad tym co napisać o szkole średniej. 18 lat to w końcu już całkiem dojrzali ludzie, nie? Do tego technikum trwa 4 lata, także trochę czasu trzeba było spędzić z tymi samymi mordkami. Powiem Wam jednak, że było w porządku. Na ogół sobie pomagaliśmy, szczególnie na koniec roku, kiedy notatki z polskiego były zbawieniem, a kolejka do zaliczeń matematyki przy tablicy służyły temu, żeby w końcu ktoś Cię nauczył tych granic, pochodnych czy innych pierdów. Nikt mnie jawnie nie szkalował za to, że nie jeżdżę na wycieczki, ale za to byłam kimś, kto jeszcze nie słyszał o tym, co się tam działo, więc było o czym rozmawiać. Wiadomo, jednych się lubiło, drugich nie, ale żeby się nie szanować? No nie koniecznie.

     To jak nie stało się to w szkole, to gdzie? 
     W pracy.

     Bo właśnie pracy drugiego człowieka w ogóle nie szanujemy. Nie potrafimy powiedzieć ani "dziękuję", ani "dzień dobry", ani "do widzenia". Miłego dnia? Ktoś mi kiedyś mówił, że ktoś gdzieś komuś kiedyś tak powiedział!
Ile razy widziałam w Tesco przy kasach czy napojach schowaną kiełbasę, która powinna być w chłodni na tyłach sklepu. 
No ale jednak jej nie potrzebuję, a nie chce mi się jej odnosić tak daleko.
Więc niech się zepsuje, albo lepiej niech ktoś inny to zrobi. W KOŃCU ZA COŚ IM TU PŁACĄ.

     Ja akurat pracuję w kinie od około 2 lat. To były niezwykle owocne lata zresztą, bo odkryłam skąd naprawdę na Ziemi wziął się człowiek. Nie z kapusty, nie przyniósł go bocian, nie wyewoluował też z małpy.
Otóż Teoria Ewolucji Pauliny S. głosi, że człowieka rzeczywiście stworzył Bóg na swoje podobieństwo, jednak zakazał mu jeść owocu z krzaka buraczanego. Człowiek jednak ciekawski był i zjadł. I sam stał się burakiem. Dlatego też, kiedy się rodzimy, jesteśmy tacy czerwoni. To znamię i piętno po skosztowaniu buractwa, które zostaje z nami na całe życie. Nie wiem, może ludzie nie kontrolują tego barszczu czerwonego w sobie dlatego, że w szkołach uczą nas bredni o jabłkach i małpach. Może to rzeczywiście spisek ogólnoświatowy i po opublikowaniu tego posta pójdę siedzieć za obalenie tej enigmy. Ale warto było, teraz już wszyscy wiedzą!
     Każda teoria jest jednak poprzedzona długimi obserwacjami i doświadczeniami. Nie myślcie sobie, że wyssałam to wszystko z palca i tak naprawdę wymyśliłam to na potrzebę tego posta!

     Na stronie kina można robić rezerwacje, które wygasają 15 minut przed rozpoczęciem seansu. Automatycznie. Komputerowo. Przyszła kiedyś do mnie Pani, której przez stanie w kolejce przepadła rezerwacja i jej miejsca zostały już wykupione. Chyba to było 50 twarzy Greya, bo ludzie niemal zabijali się o miejsca. No ale, zrobiła się awantura. Jak to wygasły. Ale ja przecież stałam w kolejce. Mnie to nie obchodzi jak Pani to zrobi, ja mam dostać te miejsca z powrotem. Ale jak to k&^%a nie. Ja p&^$&*#, Pani sobie żartuje, mnie to nie interesuje. 
Bo wszyscy pracownicy kina siedzą te 15 minut przed seansem i usuwają wybranym ludziom rezerwacje. Znają nazwiska wszystkich i chcą zrobić im na złość. TAK, DOKŁADNIE TAK JEST.
Do tej pory jestem wdzięczna partnerowi tej Pani za to, że naprawdę kulturalnie dokończył transakcję.

     No ale, kino ma też kawiarnię. Co dwa dni, a w weekendy nawet do kilku razy w ciągu dnia trafia się klient, który podchodzi i mówi "kawę", "piwo", "bilet". Jaką kawę? "No normalną". Chociaż, czasami zamiast "bilet" po prostu podchodzą i zaczynają mówić numer rezerwacji. A DZIEŃ DOBRY? TO NUMER PANA TELEFONU CZY CO?

     Na salach pod ekranem jest śmietnik, przy którym zresztą stoję, wypuszczając salę. Ludzie widzą go nawet z najwyższego rzędu sali, a i tak zostawiają kubły z popcornem, butelki i tacki po nachosach obok siedzeń. Dzięki temu zamiast raz przejść po schodach, idę nimi nawet 3-4 razy w zależności od tego, ile klienci po sobie zostawili w przejściach między rzędami. To naprawdę miłe, że ludzie dbają tak o moją kondycję. Na pewno wiedzą, że mam do przelatania po kinie jeszcze 7 godzin!

     Nie wspomnę o dramach, kiedy ktoś chce wejść z kubełkiem KFC na salę. Albo na bilet ulgowy bez legitymacji. Tu już buractwo łączy się często z cwaniactwem, nie wiem czy świat jest na to gotowy.

     NIE WSZYSCY KLIENCI TACY SĄ. Ja tutaj generalizuję, ale wiedzcie, że spotykam też sporo miłych, albo chociaż neutralnych ludzi, dzięki którym między innymi naprawdę lubię to co robię. Jest też sporo stałych klientów, którzy potrafią pochwalić mój nowy kolor włosów, życzyć mi miłego dnia oraz pocieszyć przy naprawdę ciężkim dniu. Raz miałam zresztą taką sytuację, gdzie nie miałam nikogo do pomocy, kolejka sięgała niewyobrażalnej odległości, tak więc presja sytuacji sprawiła, że byłam nerwowa. Kiedy już stłukłam butelkę, tak samo coś we mnie się stłukło i kiedy zrobiło się spokojniej, wytarłam trochę łez. Wyobrażacie sobie, że podszedł do mnie facet, chyba Adam miał na imię. I powiedział żebym się uśmiechnęła, że dałam radę i że nie ma co płakać. Usiadł zresztą niedaleko i opowiadał jakieś historie z kolegą, co jakiś czas wtrącając coś miłego. Naprawdę cholernie mnie to podbudowało i z perspektywy czasu jest to nawet wzruszające. Że po tak ciężkim dniu, ktoś okazał mi trochę sympatii i wyrozumiałości.

     Często narzekamy na sprzedawców czy generalnie ludzi w pracy, że są wredni, że potrafią tylko odburknąć, nie można ich o nic zapytać. Jacy mają być, kiedy spotkali tego dnia już 7456437579 ludzi z głęboko zakorzenionym buractwem? Nawet nie wiecie ile razy miałam wyrzuty sumienia, że byłam dla kogoś nieco oschła przez to, że osoba przed nim doszczędnie zniszczyła mój humor i zagrała balladę na moich nerwach. Chociaż, od ballady byłabym raczej spokojna, to musiał być metalowy koncert z growlingiem na wokalu. Trochę za ciężka muzyka jednak dla mnie i dla moich strun.

     Ach, wspomniałam, że praca nauczyciela potrafi być niewdzięczna. Właśnie, niewdzięczna, a nie nieszanowana! Przynajmniej w oczach uczniów. To, że ktoś przeszkadza to nie jest tak do końca oznaka braku szacunku. Szkoła wychowuje i uczy, a my, małe buraczane zalążki, dopiero się kształtujemy. Raz jest bunt, raz po prostu nie ma chęci. Ale to nie jest cios wymierzony prosto w serduszko nauczyciela. Można go lubić, można go nie lubić, ale chodzi o tę formę, w którą jesteśmy wciśnięci, a akurat nie chcemy w niej być. I to niczyja wina.

     Iii... skoro mówiąc o szkole, zaczęłam wyłapywać motywy z Ferdydurke to chyba oznacza, że powinnam podsumować całość.
     OTÓŻ.
     Zanim wykonacie gest lub powiecie coś w stylu USŁUGIWANIE MI TO TWÓJ ZASRANY OBOWIĄZEK przypomnijcie sobie jak to jest szanować drugą osobę. Jak to jest mieć jakieś granice w dokuczaniu komuś. I jakie to było proste, kiedy byliśmy dziećmi, i dzień dobry mówiliśmy na prawo i lewo!
     A jeśli nie macie z tym problemu, po prostu pożyczcie czasami komuś miłego dnia. Powiedzcie, że ma ślicznie zrobione paznokcie. Albo że ma ładne oczy, co też kiedyś usłyszałam i stwierdzam, że działa!


Pozdrawiam Was cieplutko całym moim buraczanym serduszkiem,
buziaczki,
Sejcia.

16 komentarzy:

  1. ja to dzisiaj bylam pierwszy dzień w pracy,wylądowałam w spożywczaku....to kierowniczka zastępcza pierwszego dnia mnie ochrzaniła....a jak została mi godzina do końca zmiany to wymyśliła mi prace:umyć półki xD czarno widzę pracę tam xD

    martusia-16

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. ja to przez lata szkolne od gimnazjum aż po liceum byłam gnębiona przez uczniów,gim.przez chłopaków ze swojej klasy,a w liceum przez pare osób z innych klas,bo niestety mój problem taki że jestem zamknięta w sobie i nie potrafie sie przeciwstawić i to sie odbijało na mojej psychice,a te zamknięcie i też poniekąd muzyka której słucham czy nawet mój ubiór powodował że uczniowie mnie po prostu gnębili i dokuczali....raczej nie życze nikomu tego co przeszłam w tych szkołach,szczerze powiedziawszy byłam nawet w klasie zawodowej i nękanie doprowadziło mnie do tego że zawaliłam szkołę i nie chciałam iść do żadnej szkoły średniej przez rok czasu

      martusia-16

      Usuń
  2. Ja niestety spotkałam się z brakiem szacunku już w podstawówce, gdzie dzieci były naprawdę okropne i nie chcę nawet wracać do tego myślami, bo serio odcisnęło to piętno na mojej psychice. Z każdym kolejnym etapem edukacji było już lepiej, ale tak naprawdę odżyłam dopiero w pracy. Co prawda pracuję niecały miesiąc, ale jeszcze nie spotkałam się z brakiem szacunku od klienta. Może to kwestia tego, że pracuję w Anglii, więc może i mentalność ludzi jest inna, sama nie wiem. Póki co mam mega dużo wspaniałych wspomnień z pracy, warto zaznaczyć, że dopiero się uczę, nie jestem tak szybka jak moi współpracownicy, często muszę się dopytywać o jakieś rzeczy. Klienci wtedy muszą chwilkę zaczekać, ja zaczynam się denerwować myśląc, że ten dłużący się czas przeszkadza osobie, którą obsługuję, ale się za każdym razem mylę. Zawsze spotykam się z uśmiechem, z motywowaniem, naprawdę wielu klientów mnie chwali, a wcale nie wiedzą, że jestem nowa. To samo pracodawcy, popełniłam już masę błędów, a nikt nie podniósł na mnie głosu, kulturalne zwrócenie uwagi i ciągłe chwalenie. Nie wiem czy to kwestia ludzi z którymi pracuje, anglików czy może tego, że pracuję tu za krótko, aby coś negatywnego się zadziało.

    Jednak wszystko co piszesz znam z wielu innych miejsc, m. in. z wolontariatu, gdzie ludzie chcieli abym im właśnie usługiwała. Co z tego, że nic z tego nie mam, nie zarabiam, robię to z mojej dobrej woli, oni lubią się na kimś wyładować, pokrzyczeć. Ugh, to takie przykre...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, u mnie też zawsze ktoś kogoś wyzywał. Ale następnego dnia albo padało na kogoś innego albo było już ok xD Mieszkałam w małym mieście, także po zajęciach bawiliśmy się głównie z ludźmi z klasy, więc trzeba było jakoś żyć. Ale wiem, że dzieciaki bywają okropne. Ale skądś to wynoszą, co nie?

      Wydaje mi się że polska mentalność jest całkiem inna niż reszty świata xD Co Twoje to i moje, a co moje to nie ruszaj. Także może to kwestia tego, że w Anglii jest więcej ludzi życzliwych i wyrozumiałych. Ale co by to nie było to cieszę się, że sobie radzisz w pracy ♥

      Usuń
    2. Aga powiem Ci że w Anglii jest zupełnie inaczej,mój tata pracuje tam już od 3 lat i opowiadał,że anglicy zupełnie inaczej się zachowują,mają szacunek....nawet opowiadał że przepisy są zupełnie inne,np. tu w Polsce nie wypijesz piwa w parku,bo zaraz glina walnie ci mandat,a tam ludzie normalnie wychodzą do parku,siadają na ławkę i je piją,a policja ci mandatu nawet za to nie dowali,chyba że już jesteś nietrzeźwy i jakieś rozróby odwalasz to wtedy co innego,ludzie z rodzinami wychodzą i biorą kocyki i siedzą w parku,a tu w Polsce nawet z tym nie idzie,bo trafi się jakaś osoba co jej nie podoba się ni,nawet na pasach to kierowcy przepuszczają pieszego od razu,jeszcze ręką pokazują,a u nas nawet czasami i z tym jest problem,bo kierowcy jeżdzą jak wariaci

      martusia-16

      Usuń
    3. No to prawda, tu można normalnie pić w każdym miejscu, sama już praktykowałam w parku i na plaży, ludzie też normalnie jarają zioło tutaj, legalnie, ale to mi przeszkadza czasem, bo jak stanie pięciu chłopa z lufkami i zadymi tak, że czasem idzie się udusić :P. Przechodzenie na czerwonym świetle to też norma, bo w końcu po co mam stać na czerwonym gdy nic nie jedzie... No cóż, co kraj to obyczaj.

      Usuń
    4. ale nie wszędzie są światła....u mnie np koło kauflandu trzeba przejść przez pasy,a tam świateł nie ma,a że stoi znak drogowy że przejście dla pieszych to kij z tym,to czasami dopiero 6 lub 7 samochód sie zatrzyma,bo kierowcy nie przepuszczą,chyba że tak powiem "sama wymusze" bo już wyjde na pasy,bo ileż można stać i czekać to wtedy już muszą sie zatrzymać

      martusia-16

      Usuń
  3. Napisz jakąś książkę, proszę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, ciekawe jaki dureń by ją wydał xD Ale dzięki Martaaa ♥

      Usuń
  4. Eh, no cóż nie ma co się sprzeczać - buraków jest pełno. Naprawdę dobrze, że spotkałaś się z nimi na szeroką skalę dopiero w pracy. Mi tam się trafili tacy już w gimnazjum i technikum. Ale nie będę tu pisać historii życia :D Fajnie, że w trudnych sytuacjach czasami ktoś wesprze nas miłym słowem. To naprawdę, NAPRAWDĘ dużo daje. Szczerze to gdyby na mojej drodze życia zabrakło kilku właściwych osób to nie wiem jak bym skończyła. Ogólnie mocno denerwuje mnie brak szacunku osób starszych w stosunku do młodszych. Byłam zawsze wychowywana, że do starszych osób odnosi się z szacunkiem. Ogólnie więc sytuacje typu - starsza pani w autobusie stoi, ustępuję jej miejsca, widzę kobietę w ciąży w kolejce - puszczam ją przed siebie- są dla mnie czymś naturalnym. Ale ale ale. Czemu ten cały szacunek nie działa w obie strony? Osoba młodsza jest gorsza? Opowiem historię którą kiedyś widziałam w autobusie. Wszystkie siedzenia zajęte,dużo osób, w tym ja stoi. Na pierwszym miejscu, obok kierowcy siedzi chłopak. Na oko jakieś 19-20 lat, student. Wygląda bardzo blado. Na kolejnym przystanku autobus zatrzymuje się i wchodzi Pani, lat na oko pięćdziesiąt. Rozgląda się po autobusie, chwilę stoi na początku autobusu i czeka.Po chwili mówi, wręcz krzyczy oburzona ( nie, w jej słowach nie wystąpiło jakiekolwiek 'proszę') żeby chłopak ustąpił jej miejsca, bo jest starsza i ma prawo siedzieć. Chłopak posłusznie wstaje. Pani siada. Nie mija pięć minut, a chłopak osuwa się na ziemię. Okazało się, że wraca do domu, ponieważ bardzo źle się czuł(nie wiem co mu dokładnie było) i był zapisany na wizytę do lekarza. Kierowca na chwilę zatrzymuje autobus i ktoś daje mu wodę, żeby się napił. Inna osoba ustąpiła mu miejsca żeby usiadł. Nie chciał, aby wezwano karetkę, stwierdził, że mu lepiej. A pani która zajęła jego miejsce siedzi i patrzy się w przednią szybę niczym nieruchomy posąg. Czy więc młoda osoba nie może mieć gorszego dnia? Nie może jej nic boleć? Nie może być chora? Czy ludziom starszym naprawdę tak ciężko przez gardło przechodzi słowo "proszę"? Bo przecież wystarczyłoby się uprzejmie zapytać o zwolnienie miejsca. Może wtedy ktoś miałby szansę wytłumaczyć, czemu nie może tego miejsca zwolnić. A tak to? Presja otoczenia. Ktoś mówi 'wstawaj', a jak nie wstaniesz to od razu wokół Ciebie tysiące nienawistnych spojrzeń. Bądźmy więc wyrozumiali dla każdego, niezależnie od wieku, płci czy wykonywanego zawodu. Jesteśmy tylko ludźmi otoczonymi przez innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy potrzebuje przyjaciela. Także dobrze że są, nie tylko w ciężkich momentach :)

      A z tym szacunkiem do młodych to masz rację. Chociaż i z szacunkiem do kobiet w ciąży bywa różnie albo z małymi dziećmi. Rzadko ktokolwiek chce ustąpić albo drą mordę, że chce się wepchnąć do kolejki. Sama reagowałam już kilka razy na takie buractwo, bo jak tak można.
      A młodzi ludzie są też traktowani jak pomiatacze przez klientów w pracy często. Przychodzą pany z nosami wyciągniętymi w górę aż po czoło i zrób to, przynieś tamto, jakby wszystko im się należało. Zero dziękuję, zero dzień dobry, zero pocałuj mnie w dupę. BO PRZECIEŻ JAK MŁODY CZŁOWIEK PRACUJE TO ON BEZ WYKSZTAŁCENIA, BEZ NICZEGO, JAK MI TAKI PODSKOCZY. Gówno prawda.

      No ale, presja otoczenia, brak empatii. Sama czasami jak źle się czuję mam wyrzuty sumienia, że siedzę, a starsi ludzie stoją. Ale różnie bywa, każdy ma swoje problemy i nie świadczą one o braku wychowania. I przecież nie powinnam się źle z tym czuć. Chłopak z nogą w gipsie też MUSI ustąpić, bo jest młody?

      Usuń
  5. Tak właściwie to racja leży po obu stronach. Zarówno klient, który przychodzi do pracownika z chamskimi odzywkami, jak i pracownik, który nie potrafi powściągnąć emocji i niechęci do innych ludzi jest burakiem. Godząc się na pracę, w której mamy kontakt z ludźmi wiemy na co się piszemy, bo ludzie są różni. Nie każdy potrafi być miły i otwarty. Istnieją na świecie osoby nieśmiałe, które nie potrafią tak po prostu podejść i powiedzieć, że fajnie wyglądasz. Może by chciały, ale nie potrafią, więc odburkują coś w pośpiechu i uciekają zawstydzeni. Ja wiem, że nie nadaję się do pracy z ludźmi, bo ich zwyczajnie nie lubię. Wkurzają mnie dokładnie tak samo jak Ciebie, dlatego oszczędzam sobie nerwów i szukam prac, w których nie muszę mieć stałego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie lubię się sztucznie uśmiechać, kiedy mam już po dziurki w nosie widoku innych ludzi. Wiem też, że w przypływie emocji mogłabym kogoś konkretnie zjechać, więc po prostu uważam, że takich sytuacji należy unikać.

    Buractwo tak naprawdę wynosi się z domu i już w szkole widać, kto został wychowany, a kto uchowany jak prosiaczek. Ja się sporo nacierpiałam przez gówniaki w szkole, bo 3/4 klasy nie znało pojęcia 'szacunek'. Ja rozumiem bieganie z patykami, na których są pająki czy ciągania za włosy, ale wyzywania od dziwek czy obelg w stronę rodziców nie zrozumiem i nikt mi nie powie, że "taki urok dzieci". To z domu się wynosi maniery, więc po prostu trafiałaś w szkole na fajnych ludzi :) Ale tak naprawdę chamstwo wśród uczniów nie zna granic. Szkoła mnie nauczyła, że tylko porządny łomot może kogoś czegokolwiek nauczyć. A z tego co widzę, wielu ludziom, nawet w dorosłym życiu by się to przydało, skoro zachowują się tak jak piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że zanim poszłam do pracy też byłam strasznie nieśmiała, niewiele mówiłam i w sumie ludzie mnie po prostu przerażali. Praca pomogła mi się przełamać. I to nie tak, że ludzie mnie wkurzają, jako ludzie. Denerwuje mnie po prostu nieczłowiecze zachowanie. Byłam świadkiem niejednego płaczu pracownic przez klientów. Więc to nie jest kwestia powściągania emocji, czasami nawet jeden taki klient to po prostu za dużo. Kolejnym więc mówisz dzień dobry, mówisz dziękuję, ale już bez uśmiechu, z którym przychodzisz danego dnia do pracy. I to jest normalne, bo jesteśmy tylko ludźmi.

      Mi chyba po prostu się w miarę udało, skoro nie leciały aż takie obelgi. Jasne, wyzywaliśmy się, mnie też czasem wyzywali, ale mieszkaliśmy na jednym podwórku, więc następnego dnia było już okej. Trzeba było mieć kogoś do zabawy ;)

      A co do dorosłych - w kinie często dziecko mówi dzień dobry/ do widzenia, a rodzic po prostu idzie dalej. Nie wiem czy dziecko nauczyło się tego po prostu od dziadków, czy jestem za młoda by zasłużyć na przywitanie od starszej osoby. NO CÓŻ, DZIWNY TEN ŚWIAT

      Usuń
  6. Bardzo fajnie, że pojawiają się też takie posty. Słusznie zauważyłaś, że brak szacunku nie pojawia się w szkole , tylko znacznie później. W kwietniu skończyłam liceum i muszę przyznać, że mimo to, że tak bardzo wyczekiwałam końca to teraz tak bardzo chciałabym tam wrócić. Brakuje mi beztroskiego spędzania czsu, kiedy to największym problemem był sprawdzian, czy straszenie maturą. Chętnie poszłabym sobie posiedzieć w bufecie, czy skoczyła na przerwie do ulubionej piekarniocukierni nieopodal. Teraz dopiero zaczynam czuć, co Mickiewicz chciał przekazać w „Panu Tadeuszu” 😛.
    Co do szacunku w pracy - niecałe dwa tygodnie temu zaczęłam pracować w wakacyjnym sklepiku z biżuterią, żeby dorobić do studiów i mieć trochę dolarów na własne wydatki. Na razie trafiają mi się jedynie miłe panie emerytki lub „neutralni” klienci, ale wiem, że muszę się też przygotować na zarozumiałych plażowiczów. Obsługiwanie kogoś i ciągłe bycie miłym jest jednym z trudniejszych zadań, uczy pokory, opanowania i poczucia własnej wartości. Myślę, że każdy klient powinnien nie tylko szanować, ale i docenić serdeczność sprzedawcy, bo nie zawsze chodzi tylko o pieniądze, ale czasami o zwykłą normalność.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bilet, coca colę, prażoną kukurydzę! Jak to na jaki film? Na ten z tym przystojnym aktorem, co reklamują. To Pani nie wie? Ja już pół minuty czekam. Co to za obsługa? ;) :) Chcę rozmawiać z kierownikiem. Ale ja chcę siedzieć na tym miejscu, czemu już zajęte? Jak to nie od Pani zależy? Przecież pracuje Pani w tym kinie i sprzedaje bilety. ;) :) stardollowy10

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie napisany post, trafiony w samo sedno :) Odczuwam ten brak szacunku na praktykach i mimo, że większość jest miła i wyrozumiała to i tak ta jedna osoba potrafi zepsuć cały mój humor i chęci...

    OdpowiedzUsuń


Dziękujemy, że jesteście z nami!